Odwieczny temat: czy „liquidated damages” w prawach anglosaskich to odpowiednik naszych kar umownych?
Nie do końca.
W naszym KC kary umowne mają podwójną funkcję: odszkodowawczą oraz prewencyjno-represyjną. Kara umowna służyć może nie tylko jako zryczałtowane odszkodowanie w przypadku naruszenia, ale też jako „zachęta” dla dłużnika, by nie naruszał umowy i „kara” w przypadku naruszenia.
W krajach anglosaskich istnieje ścisły podział między „liquidated damages”, czyli zryczałtowanym odszkodowaniem, a „contractual penalties”, tj. karami umownymi, przy czym te drugie są co do zasady nieważne lub nieskuteczne. Do nieważności prowadzi samo stosowanie w klauzuli określenia „penalty”, jak też ustalenie „liquidated damages” w takiej wysokości, która istotnie przekraczać będzie szkodę możliwą do poniesienia w przypadku danego naruszenia.
Anglosasi uzasadniają takie podejście bardzo prosto: stronami w prawie umów są równe sobie podmioty prywatne. Podmioty takie nie mają nad sobą takiej władzy, by jeden z nich mógł karać drugiego. W ramach prawa umów strony ustalają między sobą zasady realizacji umowy, jeśli jedna z nich je naruszy, druga może żądać odszkodowania za poniesioną szkodę. Natomiast od karania stron są organy państwowe/sądy.
Jak wyznaczyć w takim razie wysokość zryczałtowanego odszkodowania, by nie narażać się na zarzut nieważności całej klauzuli? W prawie Anglii i Walii wysokość „liquidated damages” nie może przekraczać najwyższej możliwej do poniesienia szkody w przypadku naruszenia, szacowanej ex-ante. Natomiast w prawie amerykańskim zryczałtowane odszkodowanie musi „rozsądnie odpowiadać przewidywanej lub rzeczywiście poniesionej w skutek naruszenia szkodzie” (§2-718 UCC).